'Niech Będzie Teraz' - kolejne 'Gwiazd Naszych Wina'?
Już wyjaśniam:
Błąkając
 się w otchłaniach internetów w poszukiwaniu kociaczków, szczeniaczków i
 generalnie typowej zawartości Googla, natrafiłam na opinię, którą 
mogłabym streścić mniej więcej w następującym stwierdzeniu: 
" 'Niech Będzie Teraz' to kolejna zrzynka z 'Gwiazd Naszych Wina', OMG!!!11!!oneone!!! ".
" 'Niech Będzie Teraz' to kolejna zrzynka z 'Gwiazd Naszych Wina', OMG!!!11!!oneone!!! ".
Jako że widziałam film miesiące, jeśli nie lata przed przeczytaniem wyżej wspomnianej książki, szybko połączyłam fakty. O żadnym plagiacie raczej nie ma mowy (a jeśli już, to w drugą stronę, w co też mocno wątpię), mimo że obie książki/oba filmy/film i książka/książka i film (niepotrzebne skreślić) poruszają podobne tematy. No ale po kolei, bo zaraz zaczniemy od dupy strony.
Tessa
 (Dakota Fanning) jest typową (filmową) nastolatką. Chce się być sławna,
 przeżyć swój pierwszy raz, chodzić ze swoją przyjaciółką Zoey (Kaya 
Scodelario) na szalone imprezy, czasem się upić albo naćpać grzybkami. 
Ba, ma nawet listę - ukrywa ją skrzętnie przed nadopiekuńczym ojcem 
(Paddy Considine). Wydawałoby się - nic nadzwyczajnego. Z tym, że Tessa 
choruje na białaczkę, a ta wyleczyć się nie daje w ogóle, więc 
dziewczyna podejmuje decyzję o wstrzymaniu chemioterapii, by mieć więcej
 siły na przeżycie tego, co jej z życia zostało. 
Ale zaraz - jedna chora siedemnastolatka jeszcze Johna Greena nie czyni! Potrzebny jest... tak, dobrze myślisz - wątek miłosny!
Wkrótce
 po sąsiedzku wprowadza się Adam (Jeremy Irvine) z matką. Borykają się 
oni z niedawną stratą ojca chłopaka. Czy pozwoli on sobie na kolejną 
stratę? A może odrzuci Tessę, gdy tylko dowie się o jej chorobie?
Tyle
 wstępu. Na szczęście na tym podobieństwa do "Gwiazd naszych wina", pod 
kątem fabularnym, się kończą. Może to spoiler, ale mogę obiecać, że Adam
 na końcu filmu nie umiera ani nie cierpi z powodu żadnego cholerstwa w 
jego ciele. 
Z
 kolei ciężko nie porównywać Tessy do Hazel Grace. Dziewczęta pozornie 
wydają się mieć podobne podejście do życia - pesymistyczne, cyniczne, 
momentami wręcz fatalistyczne. Z tą różnicą, że Hazel jest, wedle 
autora, pogrążona w depresji, a Tessa stara się czerpać z życia 
garściami - być może w kontrowersyjny sposób.
Już?
 Przekonany, że to nie jest "Gwiazd Naszych Wina" w wydaniu brytyjskim? 
Nie? Jak to? Przecież tu nie ma żadnej wycieczki do Amsterdamu, żadnej 
ulubionej książki Tessy. Za to emocje są o wiele bardziej intensywne!
Tutaj
 pozwolę sobie zamieścić ostrzeżenie - ten film z widza wyciska łzy 
ostatnie. Nie jestem typem osoby ryczącej na pierwszym lepszym 
wyciskaczu łez, a jednak prawie całą drugą połowę przepłakałam. Im 
dalej, tym więcej uczuć - tych skrajnych, jak radość i rozpacz, chęć do 
działania i rezygnacja. Dużo tu smutku, desperacji i zwyczajnego 
poczucia bezsilności, co w efekcie daje widzowi przyzwoite katharsis. 
Czy
 jest tu coś więcej? Myślę, że reżyser oddał widowni całkiem ciekawe 
portrety ludzi postawionych w takiej sytuacji. Dakota Fanning, mimo 
ciężaru roli, podołała wspaniale. Dzięki niej Tessa naprawdę czuje, boi 
się śmierci, próbuje przeżyć swoje życie tak, jak potrafi. Jej płacz nie
 jest potokiem sztucznych łez. To samo tyczy się Jeremiego Irvine, 
chociaż nie ukrywam, że na początku byłam przekonana, że jego rolą jest 
tylko ładnie wyglądać. Paddy Considine znakomicie wcielił się w 
nadopiekuńczego ojca, pragnącego za wszelką cenę dokonać cudu i wygrać 
ze śmiercią. Olivia Williams z kolei grała początkowo matkę nieobecną - 
matkę tylko od święta i nie więcej. I również zagrała to świetnie, 
chociaż muszę przyznać, że jej postać wyjątkowo mnie irytowała. 
Swój
 własny wątek dostała również Zoey. Dzieje się on gdzieś z boku, 
niemalże w tle, co działa na niekorzyść. Ucina się on w gruncie rzeczy w
 środku wydarzeń. Kaya Scodelario co prawda nie wadzi, poza kilkoma 
kwestiami, które w moich uszach zabrzmiały dość nienaturalnie, ale i tak
 odczuwam tutaj pewien niedosyt. 
Zdjęcia
 są zrealizowane dość przyzwoicie. Erik Wilson ma tendencję do używania 
centralnej kompozycji, jeśli tylko ma taką możliwość. Niektórych może to
 drażnić, mi się podobało. Część widzów pewnie nawet tego nie zauważy, w
 przeciwieństwie do malowniczych pejzaży południowego wybrzeża Anglii. 
Jeśli ktoś lubi po prostu oglądać ładne rzeczy, powinien obejrzeć film 
dla nich. Tylko i aż. 
Natomiast
 grzechem filmowym było umieszczenie czołówki rodem z seriali dla 
nastolatków, lub wręcz starszych dzieci. Takie coś, co kiedyś pod 
wieczór mogło lecieć na ZigZapie. Jest długa, nieciekawa i niepasująca 
do klimatu filmu. Twórcy zapewne chcieli tym na wstępie podkreślić, iż 
jest to produkcja skierowana do nastolatków, ale hej! Przecież spece od 
marketingu nie są głupi i tak potrafią pokierować kampanią, by widownia 
na seansie była właściwa.  
Muzyka
 pozostaje gdzieś w tle. Nie przeszkadza, nie wybija się ponad akcję - 
do tego stopnia, że ciężko coś o niej w ogóle powiedzieć. 
Czy polecam? Z całego serca! Szczególnie, jeśli chcecie popłakać. Tylko błagam: nie mówcie, że to kolejne "Gwiazd naszych wina"!
Współczynnik intelektualnego orgazmu: 7/10
Współczynnik wylanych łez: 8,5/10
Ocena końcowa: 8/10
Niech Będzie Teraz(Now is Good)
19 września 2012
Wielka Brytania
dramat; romans; obyczajowy; młodzieżowy;
reżyseria: Ol Parker
scenariusz: Ol Parker
na podstawie: "Zanim umrę" - Jenny Downham
zdjęcia: Erik Wilson
muzyka: Dustin O'Halloran
studio: BBC Pictures, Blueprint Pictures

Dobra i napisana z hunorkiem recenzja! Oglądałam "Gwiazd naszych wina", byłam w kinie (ryczałam jak bóbr), było mi mało, więc obejrzałam raz jeszcze - efekt ten sam. "Now is good" widziałam również. ❤ Płakałam i plagiatu nie widziałam. Może źle patrzę. XD No i Dakota. :3 Kocham nie tylko za "Zmierzch".
OdpowiedzUsuńW wolnej chwili zapraszam: https://icedaughter.blogspot.com
Niektórzy ten plagiat widzą, inni nie. Fajnie, że Tobie udało się na to patrzeć "świeżo", bez zauważenia tego domniemanego plagiatu :D
Usuńczytalam ksiazke "Gwiazd naszych wina"! Jedna z najpiekniejszych ksiazek jakie czytalam plakalam jak bobr w metrze.. ale wtedy bylam zajeta czytaniem :-) Filmu nie ogladalam nigy. Ale ksiazke czytalam i polecam! Piekna historia!
OdpowiedzUsuńRównież czytałam, do tego obejrzałam film. Całkiem niezła adaptacja, swoją drogą, ale książka chyba była jednak lepsza :)
UsuńJako że nie widziałam żadnegoz filmów, to trochę poplątały mi się wątki ;) Ale podejrzewam, że na wieczór z przyjaciółką oba filmy się nadadzą - takie współczesne Love Story :)
OdpowiedzUsuńDaj znać, czy się podobały :)
UsuńJeżeli ma podobny klimat jak "Gwiazd Naszych Wina" to bardzo chętnie obejrzę :)
OdpowiedzUsuńPolecam przygotować chusteczki :D
Usuń,,Gwiazd naszych wina" oglądałam i bardzo mi się podobało, ,,Now is Good" też oglądałam i są one odrobinę podobne, ale idealne na jesienny wieczór, kiedy mamy być ochotę same:)
OdpowiedzUsuńTo prawda :) A że jesień nadchodzi wielkimi krokami, to wkrótce tylko takie filmy będzie się oglądać :D
UsuńMyśle,że "Niech bedzie teraz" bije tysiąc razy "Gwiazd naszych wina" jest ciekawsze,humorystyczne i wrusza :)
OdpowiedzUsuńhttps://strong-power.blogspot.com/
Chociaz "Gwiazd Naszych Wina@ tez złe nie jest :)
Usuń