W zbudza miłość i nienawiść. Zachwyt i obrzydzenie. A najczęstsze pytanie odnośnie tego filmu to "Czy po seansie nie zbrzydło ci jed...

Z miłości buły do parówy - Sausage Party

22:42 EllaNoelle 5 Comments

Wzbudza miłość i nienawiść. Zachwyt i obrzydzenie. A najczęstsze pytanie odnośnie tego filmu to "Czy po seansie nie zbrzydło ci jedzenie? Przecież ono też ma uczucia". Panie i Panowie, Sausage Party. 
Animację otwiera iście disneyowska piosenka, w której przeróżne artykuły mniej i bardziej spożywcze śpiewają o upragnionym raju żywnościowym, gdzie trafić mogą będąc wybrańcami Bogów - czyli przeciętnych klientów: Ciebie, mnie, dzieciaka kupującego chipsy albo babcię siorbającą herbatkę na bujanym fotelu. 
Brzmi cudownie? 
Na pewno brzmiało tak dla tego schabowego, co go zjadłeś dziś na obiad.

Jak to w każdej szanującej się utopii, coś musiało porządnie pieprznąć.
Pewnego pięknego dnia, gdy bułka Brenda (Kristen Wiig) i parówka Frank (Seth Rogen) są u progu zbawienia, Miodowa Musztarda (Danny McBride) ogłasza światu zaskakującą prawdę: Bogowie tak naprawdę prowadzą żywność na rzeź. Powoduje tym niemałe zamieszanie, puszczające w ruch koło fabuły. Frank i Brenda nagle znajdują się poza koszykiem, obserwując wręcz dantejskie sceny z udziałem innych sosów, bułek i dżemów, a Wielki Zły - Płyn do Higieny Intymnej (...tak, dobrze przeczytałeś - płyn-do-higieny-intymnej, przynajmniej wedle polskich napisów - nie będę mówić co mi przypominał...)(w tej wdzięcznej roli - Nick Kroll) zyskuje motywację, a z czasem również i środki do działania.

Na pewno zorientowałeś się, drogi czytelniku, że film swoją kontrowersyjnością porządnie daje po mordzie, a niespodziewający się niczego widz (który, Boże uchowaj, wziął swoje dzieci na seans) zalicza mocne zderzenie ze ścianą niewybredności. Sausage Party to jeden z tych obrazów, których zadaniem jest szokować widza aż do granic (jego wytrzymałości), a co bardziej wybrednego - wyprosić z sali przed napisami końcowymi. Pisząc scenariusz, twórcy operują humorem szaletowym i zwyczajnie prostackim, rzucając nie do końca subtelne aluzje na lewo i prawo, a angielskie słowo fuck jest tu, w różnych konfiguracjach, formach i przypadkach, używane nader często. 

Mimo wszystko nie jest to jedyne, co Paróweczki mają do zaoferowania. Przez płachtę powtarzanego wielokrotnie gagu o włożeniu parówki w bułkę przebija się, między innymi, dość silna satyra na cały wachlarz religii, kilka odniesień do konfliktów między różnymi społecznościami oraz ukryte tu i ówdzie małe bogactwo intertekstualnych odniesień. Sausage Party, to, wbrew pozorom, film przynajmniej w pewnym stopniu przemyślany; film mający za zadanie coś nam pokazać. 

Problemów z Sausage Party jest kilka. Po pierwsze: kontrowersja jak stąd do Księżyca. Bywając w kinie czasem widziałam zniesmaczonych widzów ukradkiem uciekających z sali. 
Po drugie: fabularnie, ten film jest w moim odczuciu wyjątkowo nierówny. Otwierająca sekwencja zdecydowanie przykuwa uwagę, sceny z trailerów naprawdę śmieszą, a końcowe fragmenty wgniatają w fotel swoim... brakiem przyzwoitości (kto widział, ten wie o czym mówię) - to się z seansu pamięta. Z drugiej strony pojawiają się dłużyzny, momenty, kiedy Sausage Party po prostu nudzi, bo nic się nie dzieje. Samo zakończenie również niestety rozczarowuje. Po części przez zakończenie filmu sceną pozostawiającą otwartą furtkę do... sequela! I to nie byłby dobry sequel...
Po trzecie: bohaterowie. Zbudowani na dobrze znanych archetypach, jednowymiarowi. Czy to wada w takim filmie? Oceńcie sami. Mnie taka kreacja w części przypadków niestety drażniła. Irytują główni bohaterowie. Przeważającą cechą osobowości Franka jest jego pewność siebie, granicząca z arogancją, a momentami także upór godny tytułowego bohatera pewnej azjatyckiej animacji. Z kolei Brenda to po prostu... długonoga piękność. Ciężko mi wymienić jakąkolwiek cechę charakteru bułki, a to chyba nie świadczy najlepiej. Pozostali bohaterowie wypadają niewiele lepiej. Teresę (Salma Hayek) najsilniej określa to, że jest latynoamerykańskim taco wyraźnie zainteresowana Brendą, a Kareema (David Krumholtz) i Sammy'ego (Edward Norton) najbardziej pamięta się z ich niekończących się kłótni. 

Animacja nie drażni przeciętnie wyrobionego oka. Przypomina ona trochę to, co znamy z produkcji Disneya lub Pixara, co może być mylące dla potencjalnego widza. To dobrze - jeśli ktoś idzie na ten film totalnie w ciemno - tym większy element zaskoczenia. 
Muzyka w większości przypadków pozostaje niezauważalna. Podkreśla to, co akurat dzieje się na ekranie, ale jest nienachalna, niemalże niewidzialna. Jedynym wyjątkiem jest tu motyw przewodni, czyli piosenka śpiewana każdego poranka przez artykuły spożywcze wystawione w markecie "Shopwell's" - ta, po seansie, jeszcze długo zostaje w głowie. Ostatnio złapałam się na jej nuceniu podczas sprzątania.

Co wrażliwsi widzowie wymykający się z seansu.
Czy jest to dobry film? Szczerze mówiąc - co dla kogo. Sausage Party zapewne spodoba się fanom szalonych pomysłów, niezbyt górnolotnego poczucia humoru, poszukiwaczom mocnych, nie-horrorowych wrażeń. Na sali kinowej zdecydowanie głośniej śmiali się panowie, a to też o czymś świadczy. Pozostali powinni przemyśleć, czy nie lepiej wydać pieniądze na bilet na inny seans.
Pamiętajcie tylko słowa taco Teresy - Once you go taco - you never go backo.
Ja czasu i mamony nie żałuję. Fajnie było spojrzeć na coś innego, szokującego. Chociaż w wielu momentach czułam się po prostu niekomfortowo...

Współczynnik intelektualnego orgazmu: 3,5/10
Współczynnik dobrej zabawy: 7/10
Ocena końcowa: 6/10

Sausage Party
12 sierpnia 2016
USA
animacja; komedia;

reżyseria: Conrad Vernon, Greg Tiernan;
scenariusz: Evan Goldberg, Kyle Hunter, Seth Rogen, Ariel Shaffir;
muzyka: Christopher Lennertz, Alan Menken;
studio: Annapurna Pictures, Sony Pictures, Columbia Pictures;
dystrybutor: United International Pictures;

5 komentarzy:

  1. No i na ten film czekałam jako wegetarianka :D nie ukrywam. Muszę się w końcu zaczłapać do kina, ale jestem w szoku, że ludzie wychodzili z kina i aż ciekawi mnie co tam zastanę. Lubię kontrowersje i po Boracie nic mnie już nie dziwi. Ale, ale zobaczymy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda - ludzie wychodzili. Podejrzewam, że nie spodziewali się czegoś właśnie na poziomie Borata pod przykrywką animacji i to ich zgubiło :D Daj znać, jak już obejrzysz :)

      Usuń
  2. Byłam na tym filmie w kinie, poszłam tam ze średnim nastawieniem (nie wiedziałam o czym on jest)
    Nie ukrywam, film momentami wywoływał u mnie atak śmiechu, jednak sceny końcowe mnie przeraziły. Czułam się średnio komfortowo oglądając coś takiego, tym bardziej że za mną siedziały dzieci. Jednak nie żałuje pieniędzy ani czasu, całościowo film był dość zabawny.
    Bardzo podoba mi się blog, gratuluje podejścia i zaczynam obserwować:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, nie zaobserwuje bo wyskakuje mi error.. Ale dodaje do ulubionych i spróbuje za pare dni znowu.

      Usuń
    2. Czasem najlepiej iść do kina właśnie z takim nastawieniem jak Ty :D wtedy jest się najbardziej otwartym.
      A co do dzieci na sali kinowej... aż dziwne, że obsługa je wpuściła na salę (chyba, że były z rodzicami - wtedy niewiele można zrobić).
      Cieszę się, że blog Ci się podoba :D

      Usuń

Comments system